Payday loans

Jeszcze nie było postu o moim mieszkaniu (będzie niedługo), więc niewiele osób wie, że spośród niewielu mankamentów mojego mieszkania jest jeden bardzo istotny. Jest to ograniczony dostęp do kuchni. Na początku myślałem, że to będzie bardzo kłopotliwe, ale z biegiem dni wcale mi to nie przeszkadza. Na czym polega ograniczenie tego dostępu? Na tym, że musze zapukać, żeby mi otworzyli, bo kuchnia jest (jak to bywa z kuchniami) częścią domu, a ja mieszkam w pokoiku, który częścią tego domu niestety nie jest. A czasem poprostu nikogo w domu nie ma, albo poprostu śpią.

Ale są tego dobre strony. Zacząłem kupować śniadania na ulicy. Na każdym rogu bułkę kupić można. I soczek świeżo wyciskany. I cos na kształt kawy z mlekiem. O tacosach nie wspominam, bo to tutaj jest tak powrzechne jak obwarzanki w Krakowie.

Kupowałem gdzie popadnie. Koło mojego domu na rogu sprzedawała taka babiczka. Miała kartonik w którym były soki i drugi z kanapkami już ładnie zapakowanymi. Za 13 pesos kanapeczka super. Oczywiście zawsze ostra. Brałem w ciemno, bo nawet jakbym zapytał z czym, to i tak pewnie połowe składników bym nie zapamiętał. Ale założe się, że każda kanapka była ostra. Problem był jednak taki, że czasem tej pani nie było. Mobilny interes prowadzi, więc raz tu, raz tam. W takich sytuacjach kupowałem przy budynku w którym pracuje. Też podobne stanowisko. Dwa kartony, wózek na zakupy, tylko nie taki supermarketowy, tylko taki, który niektóre starsze babcie mają. Już 15 pesos, ale problem ten sam. Czasem ich nie było.

Zapewne ktoś zauważył, że cały czas używam czasu przeszłego. Tak, bo to wszystko zmieniło sie w ten poniedziałek. Na rogu koło mojej pracy jest taki straganik. Różni się od innych tym, że kanapki przygotowują na miejscu. Jest kilka składników, albo nawet kilkanaście. W takich plastikowych wiaderkach. Mięsa chyba 4 rodzaje, oczywiście tarta fasolka, cebula, ser, jakiś sos. Mięsko codziennie inne, w formie gulaszu. Tak, żeby do kanapki weszło.

Podszedłem do tego stanowiska, żeby zapytać co mają w takich metalowych bańkach. Jakby kawa, kakao. Okazało się, że czekolada, a w drugiej ryż. No to wziąłem czekoladke i bułke. Pani tam mi cos wybrała sama. Ale widziała, że ja taki nie hablający. Przyszedłem tam też we wtorek. Już sam sobie wybrałem składniki. I tak przychodze cały tydzień. Kanapka (torta) z befsztykiem, ryżem i fasolą plus czekolada – 22 pesos. Nawet w domu by się noża nie chciało brudzić.

Jeszcze jeden akapit o tym stanowisku i przechodze do sedna – czyli do dzisiejszej kanapki.

Stanowisko składa się z:

  1. Lady  na kółkach – sztuk 1
  2. Baniek z czekoladą i ryżem – sztuk 2
  3. Wiaderek i pojemnikow z dodatkani do bułek – sztuk ok 10
  4. Bułek – nie liczyłem, ale dużo
  5. Metalowych podgrzewaczy do mięsa – sztuk 2
  6. Pojemników styropianowych na jedzenie i napoje – też nie liczyłem
  7. Chochelki – sztuk 1
  8. Łyżki do nakładania – sztuk 3
  9. Córki – sztuk 1
  10. Matki – sztuk 1
  11. Ojca – sztuk 1

Dzisiaj jeszcze była druga córka. Tak sobie słodko prowadzą rodzinny interes. I jak tutaj nie kupować u nich? Człowiek się może nabawić wstrętu do supermarketów w takim otoczeniu.

Na stanowisku znajdują się tylko 3 łyżki do nakładania. A składników ok 10. Czy Pani używa jednej łyżki do kilku dodatków? Nigdy w życiu. Używa natomiast najlepszego narzędzia jakim została obdarowana – czyli własnych paluszków. A gdzie higiena? A jest, bo pani pieniżków ode mnie nie weźmie. Tylko tatuś stoi z boku i kase zbiera. I tutaj jest tak wszędzie. Jedni są od nakładania, inni (przeważnie ojciec) od zbierania kasy.

A jakbyście widzieli jak ta pani nakłada te dodatki. Już pisałem o panu od tacosów. Wszystko jak jakiś balet. Wszystko tak delikatnie, szybko, zsynchronizowane.  Jeden ruch, drugi, trzeci i kanapka gotowa. I zapakowana w dodatku.

Ale przejdzmy do dzisiejszej kanapki.

Pamiętacie “Przyjaciół” i obsesje Joey’a na temat kanapek właśnie. Przeżywam tutaj to samo. Codziennie coś innego i codziennie mi bardziej smakuje. Dzisiaj, z racji że piątek (pomijam fakt, że na obiad jadłem tacosy z mięsem) kupiłem kanapkę z sałatką. Taka zwykła warzywna. Do tego pani dała fasolke, ryż i troszeczke tego czego wielu europejszyków się boi – czyli picante. Kanapka – dzieło sztuki. Rozpływała się w ustach. Aż poszedłem po drugą (czeka na mnie w lodówce :-) ). Brak mi słów, żeby opisać ten smak.

Może ten filmik przekaże choć część tego uczucia ;-)

No Comments »

No comments yet.

RSS feed for comments on this post. TrackBack URL

Leave a comment