Payday loans

Wyprawa do Guanajuato

09th September 2009

W sobote, a właściwie z piątku na sobote w nocy wybrałem się na wycieczkę do miasteczka niedaleko Meksyku. Cztery i pół godziny drogi na północ. Tak, w Meksyku 4,5 godziny jazdy autobusem, to jest niedaleko. Właściwie niektórzy by powiedzieli, że Guanajato leży pod Meksykiem.

Rozmawiałem kiedyś z moim opiekunem, Joelem, jak to u nas w Polsce jest, to opowiadałem mu, że od nas z Krakowa, to można w 2-3 godziny do Czech na piwo zajechać. A on na to: “Wooow, fajnie. Dwie godziny i jesteś w innym kraju.” ;-) Ale co mu sie dziwić. Do granicy z USA jest ok 3-4 tys. kilometrów.

Jechałem autobusem nocnym. Autobusy w Meksyku są bardzo wygodnie.  Dużo miejsca pod nogami, wygodnie można się wyłożyć i przespać. Tak więc noc w autobusie nie należala do męczących. Właściwie, to z Meksyku nie ma innego środka transportu niż autobus. Linia kolejowa była, ale już nie ma, bo rozebrali. Ale nie złomiarze, jakby to u nas było, tylko Ci co ją rozebrać mieli. A wcześniej i tak używano jej głównie do transportu towarowego.

Pewnie ktoś, kto lubi podróżować pociągami (ja też lubie) się zdziwi, dlaczego nikt pociągów nie używa? Taniej autobusem. Gospodatka Meksyku opierała się głównie na ropie, a nie na węglu tak ja w Polsce. W Zatoce Meksykańskiej jest dużo ropy (zresztą ostatnio BP odkryło kolejne duże złoża) i lepiej było jeździć autobusem.

A propos ropy i Meksyku – ciekawostka. Meksyk ma benzynę ze Stanów Zjednoczonych ! Mimo, że wydobywają ropę ! Dzieje się tak dlatego, że nie mają technologii przetwórstwa. Podobno teraz sie buduje  jakaś duża rafineria. Ale tak, to wysyłają ropę do USA i przywożą benzynę ;-) Kolejna ciekawostka – jeśli ktoś będzie samochodem jeździł po Meksyku niech nie szuka innej stacji benzynowej niż PEMEX. Nie ma takiej ;-) PEMEX to państwowa firma i ma wyłączność. Podobno BP chciało wejść na rynek oferując w zamian technologie przetwórstwa ropy, ale chyba im się nie udalo ;-)

Ale nie o ropie ten post, tylko o pięknym miasteczku jakim jest Guanajuato.

Na miejscu byłem o 6 rano. Jeszcze ciemno – słońce w Meksyku wstaje trochę później, ale za to wcześniej zachodzi ;-) Dworzec autobusowy jest trochę poza centrum, więc wziąłem taksówkę . Trenta y cinco – powiedział taksówkarz (już liczby umiem ;-) ) i jedziemy. W Meksyku stawkę ustala się wcześniej, żeby taksówkarz nie oszukal czasem. Za kolor skóry i brak umiejętności językowaych płaci się z 20 procent więcej ;p Pierwsze co rzuciło sie w oczy w miasteczku Guanajuato, to to, że położone jest w ładnej dolince otoczonej pięknymi, zielonymi górami. Panorame miasta możecie zobaczyć w poście o panoramach. Druga rzecz: pod miastem jest sieć tuneli !! Drogowych !! Nie głęboko, bo czasem wychodzą na powierzchnię, czasem przypominają długi most lub tunel. Wygląda to niesamowicie. Zwłaszcze, że pod ziemią są skrzyżowania !! I światła drogowe ;-) Coś jak taka Seksmisja. Wojna zniszczyła atmosferę, na powierzchni życ sie nie da, to pod ziemię sie wszystko przenosi ;-)

Miasteczko samo w sobie – malownicze. Krótki spacerek na pomnik Pipila i widok niesamowity. Rano były chmurki, ale później wróciłem jeszcze raz (po zakupie statywu do aparatu) i niebo było piękne. Tam właśnie zrobiłem pierwszą w moim życiu panorame. Jak ktoś sie bliżej przyglądnie to widać niedociągnięcia, ale jak na pierwszy raz, to jestem z niej dumny ;-)

Poza pomnikiem Pipila do zwiedzenia w Guanajuato jest  jeszcze uniwersytet i kilka “ciekawych” kościółków. Kościoły w Meksyku nie sa takie ładne jak w Polsce. Ładniej wyglądają z zewnątrz niż w środku. Nie ma takich zdobień, malowideł, itp. Raczej surowe i zdobione ostrożnie ;-) Aaaaa, i jest jeszcze muzeum mumii. Ale najlepsze na deser. Narazie śniadanie.

Jak juz mówiłem, noc spędziłem w autobusie, więc na śniadanie nadszedł czas. W bardzo ładnym miejscu, przy zielonym skwerku wstąpiłem do restauracyjki. Dopiero co otworzyli – w końcu sobota. Albo inaczej – sobota w Meksyku. O 9 to oni sie dopiero budzą. Siadam, zamawiam, czekam. Na ulicy, ale “frontem do klienta”, czyli do mnie – jedynego klienta restauracyjnki, stoi starszy pan. Siwiejące włosy, wąsy i broda. w ręce trzyma gitarę.  Zaczyna grać i spiawać: “Corazón, corazón…“. Nawet ładnie mu szło. A z oczu mu dobrze patrzyło. Strzeliłem mu zdjęcie (niestety ruszone !!!! ;-/) I dałem mu 5 pesos. Podziękował. Ukłonił sie nisko i poszedł dalej. Po chwili dostałem swoje śniadanie, zjadłem i ruszyłem w drogę. Na najbliższym placyku widzę mojego “grajka” który wcina kukurydzę zakupioną na jednym ze straganików. Zobaczył mnie i poznał, ja też go poznałem. Kiwnął głową, ja kiwnąłem. Chciałem mu krzyknąć “Smacznego” ale był za daleko.

Myślicie, że kupił to śniadanie za 5 pesos które mu dałem ? Ja tak myśle. Tutaj tak to działa. Ktoś, kto jest wyżej w hierarchi społecznej daje zarobić tym niżej, a znowu tamci, tym jeszcze niżej. Moje śniadanie koszlowało 50 pesos, jego 5. 10 razy mniej. Ja nie stałem się biedniejszy, a on zjadł i dał zarobić pani, która sprzedaje na ulicy. A ona może zbiera na podręczniki dla dziecka. W supermarketach przy każdej kasie stoją pakowacze. Dobrze jest im dać 2 pesos. Dla nas to nic, a dla nich to może być część śniadania. Pójdą na ulicę kupić jedzenia, dadzą zarobić następnym, itd. Smutne to trochę, ale tak to działa.

Weźmy takiego pana który szyści buty na ulicy. U nas takiego nie uświadczycie. Dlaczego? Czy w Polsce nikt nie potrafi profesjonalnie czyścić butów? A może ludzie uważają, że to nie jest zbyt godne zajęcie? Mi się wydaje, że nie ma popytu. Każdy w domu ma szczotkę i pastę i czyści buty samemu. Szybciej a przede wszystkim taniej. Tutaj jest trochę odwrócona logika.  Po co Meksykanin ma to robić sam, skoro może się podzielić tym co ma. Pójdzie do takiego pana. Będzie miał pieknie wyczyszczone buty. Może trochę więcej czasu to zajmie, ale przynajmniej buty będą się świecić. Pan to robi od kilku (albo kilkunastu) lat i robi to naprawde świetnie. Przyglądałem się raz. Szmatki ma chyba 3. Każda do czegoś innego. Szczotki. Pasty. Nabłyszczacze. A co jest w tym wszystkim najważniejsze – podziele się tym, co zarobiłem. Dam te 5-10 pesos (nie wiem ile kosztuje, ale pewnie gdzieś tyle) i pan będzie szcześliwy i będzie miał pracę, a ja nie będę biedniejszy, ale za to będę miał profesjonalnie wyczyszcone buty. Dlatego zawsze zostawiam 2 pesos przy kasie a kanapki kupuje zawsze na ulicy. Ale przyznaje, że WallMartowi też czasem daje zarobić ;p

Wracamy do tematu Guanajuato. Zostawiłem pana “grajka” na placyku i poszedłem zwiedzać. Cudowne, wąskie i kręte uliczki !! To jest Meksyk jakiego oczekiwałem. A nie trójpasmówka koło mojego domu. Jak już odbiegam co chwila od tematu Guanajuato, to jeszcze raz sobie na to pozwole. “Trój”-pasmówka tak naprawde jest umowną nazwą. Tutaj nie ma pasów ruchu. Były kiedyś, ale się zbyły. Widać pozostałości. Pasów jest tyle ile aut się zmieści koło siebie ;-)

Na uniwersytet w Guanajuato nie zostałem wpuszczony – od poniedziałku do piątku. Trudno. Z zewnątrz i tak jest ładny. Ale nie Uniwersytet był dla mnie celem. Chciałem zobaczyć muzeum mumii. Ciekawość robi swoje ;-) Spacerkiem szedłem za strzałkami. Tylko niestety drogowcy meksykańscy nie przewidzieli, że ktoś może na piechote iść !! Droga była jednokierunkowa i zrobiłem ładne kółko. Wystrczył iść trochę pod prąd i bym był za 10 minut. A tak to zajęło mi ponad pół godziny.

Ciąg dalszy w nowym poście: Guanajuato – muzeum mumii.

1 Comment »

  1. [...] Ciąg dalszy postu: Wyprawa do Guanajuato. [...]

    Pingback by Mi ciudad, la Ciudad de México » Guanajuato - muzeum mumii. — September 9, 2009 @ 6:17 pm

RSS feed for comments on this post. TrackBack URL

Leave a comment